niedziela, 14 lutego 2016

Od Castiela

       Obudziłem się, a Loki jeszcze spał. Czułem się naprawdę dobrze. Wręcz cudownie. Teraz Loki był moim tatą. Nie musiałem się o nic martwić, bo on to robił za mnie. Nawet nie tęskniłem za Aryą i Masonem. Oni pewnie nie robili nic ciekawego. Albo bawili się, albo jedli. Ja będę się uczył. Oni nie będą nic potrafili, a ja tak. Już nie będą się ze mnie śmiać i dokuczać. Nikt już nie będzie, bo mam tatę. Prawdziwego.
       Postanowiłem, że się przejdę. Lubię spacerować. Jak się chodzi po lesie, to się można dużo nauczyć. A ta sfora jest piękna. I kolory są ładne. W domu wszystko było brzydkie. I dlatego wolę być tu niż tam. I nie tęsknię.
       Wyszedłem cicho, żeby nie zbudzić Lokiego. On by nie chciał, żebym chodził sam. A ja chciałem chodzić sam, więc się skradałem. Nie obudził się. Ucieszyłem się. Pobiegłem przez chwilę. Patrzyłem na piękne drzewa i kwiatki. I oddychałem głęboko. I wszystko było super. I chciałem, żeby taki dzień był zawsze. I żebym zawsze mógł być tu i robić to samo. Bo lubię to robić, kiedy jest taki dzień jak teraz. Szedłem i szedłem, aż trafiłem na małą polanę. Były tam inne psy. Nie lubię innych. One pewnie były jak moje rodzeństwo, którego nie lubię. Albo jak te wredne psy z osiedla co się śmieją i później Mason jest zdenerwowany. Ale te psy zachowywały się inaczej. One były szczęśliwe i przyjazne. Bawiły się ze sobą, a kiedy się śmiały, to nie chciały żeby było komuś przykro. Podszedłem więc do nich, bo chciałem zobaczyć jakie są.
-Cześć - powiedziałem.
-Cześć - odpowiedziały.
-Jesteś tu nowy? - zapytał taki ładny czarno-brązowy pies.
-Tak - powiedziałem. - Tata mnie tu przyprowadził. I zostanę tu, bo mi się tu podoba.
       Psy zaśmiały się. Były trochę starsze ode mnie i uważały się za mądrzejsze.
-I tata nauczy mnie dużo rzeczy! - powiedziałem. - A wy nie macie takiego fajnego taty i nie będziecie umieć tego co ja!
       Psy zaśmiały się jeszcze głośniej. Pewnie wzięły mnie za jakiegoś głupiutkiego szczeniaka.
-To wracaj do tatusia, mały - powiedział ten ładny pies, ale tak naprawdę nie był już ładny, bo go nie lubiłem. - Nic tu po tobie.
       Zdenerwowałem się.
-To po was nic nie będzie, łajdaki! - krzyknąłem. - Powiem wszystko tacie, a on powie wszystko alfowi i dostaniecie lanie!
       Tym razem się nie zaśmiali. Spojrzali na mnie jak na jakiegoś nienormalnego i odeszli. Nie lubiłem ich. Chciałem wrócić do jaskini, ale zapomniałem drogi. Poszedłem dalej żeby znaleźć kogoś, kto będzie miły. Ale nie było nikogo. A ja chciałem jeść. Nie byłem nigdy w takim dużym parku i zawsze jadłem z miski. Nawet nie wiedziałem, co jedzą inni. Aż nagle zobaczyłem białą suczkę. Była większa i starsza od tamtych psów, których nie lubiłem, więc do niej poszedłem. Miałem nadzieję, że będzie inna.
-Cześć! - powiedziałem do niej.
       Uśmiechnęła się. Była ładna.
-Jesteś ze sfory? - spytała. - Wybacz, że tak dopytuję, ale nigdy wcześniej cię tu nie widziałam, a znam niemal każdego.
-Nie wiem - powiedziałem. - Co to sfora?
-To taka grupa psów - powiedziała. - Żyją na tym samym terytorium, mają podobne wartości i ogólnie przyjaźnią się ze sobą.
-Nie wiem - powiedziałem. - Tata mi coś mówił, ale nie wiem czy w niej jestem. Bo żyłem z ludźmi i uciekłem. I nie lubiłem mamy i rodzeństwa. A ty masz mamę?
       Suczka spojrzała na mnie. Była zdziwiona. Może nikt oprócz mnie nie miał mamy. Bo przecież moja mama nie mogła być czyjąś mamą, bo była moją.
-Pewnie, że mam mamę - powiedziała. - Każdy ma mamę i tatę. Powiedz, mały...
       Nie lubię kiedy ktoś mówi, że jestem mały. To nie moja wina.
-Cas! - powiedziałem.
-...Cas... Gdzie są twoi rodzice? Masz kogoś? Masz gdzie mieszkać i co jeść? Ojej, na pewno jesteś głodny. Może chcesz pójść do mnie...
-Castiel! -krzykną ktoś.
       To był tata. Znalazł mnie. Nie rozumiem dlaczego był zły, bo przecież mnie znalazł. Powinien się cieszyć, że znów jesteśmy razem.
-Odbiło ci, czy jak?! - nadal krzyczał. - Miałeś nie ruszać się z jaskini. Pomyśl, nie znasz tych terenów i mogło ci się coś stać. Co ja bym wtedy zrobił? Weź ten przykład zachowania na wzór głupoty i samolubności, a w późniejszych latach napiszesz mi całą książkę o tym, co...
-Loki? - powiedziała ładna suczka. - Myślałam, że ty... Że...
-Wróciłem. Chociaż nie było to w najmniejszym stopniu zaplanowane. Jak widzisz, pojawiły się nowe okoliczności, przez które musiałem zrezygnować z podjętego planu działania.
       Ładna suczka się zaśmiała. Podeszła bliżej do taty i chyba chciała go przytulić, ale go nie przytuliła. Tylko się uśmiechała.
-Tęskniliśmy za tobą. Naprawdę. Jocker wie, że wróciłeś? Musimy zaraz do niego pójść i powiedzieć...
-Suzzie, wybacz, ale mam inne sprawy na głowie. Jak go spotkasz, to, nie wiem, może go pozdrów albo coś. W każdym razie, musimy iść.
       Odwrócił się i zawołał mnie. Nie chciałem iść, bo chociaż byłem głodny to polubiłem suczkę.
-Pa pa, Suzzie - powiedziałem.
-Pa - powiedziała.
       Odszedłem. Starałem się dogonić Lokiego, który bardzo szybko chodził.
-Tato! - krzyknąłem. - Czekaj!... Czy Suzzie może być moją mamą? Bo ja ją lubię, a ona mnie też lubi i bylibyśmy rodziną!
-Nie! -powiedział, ale nie krzyknął. Chociaż tak w zasadzie to krzyknął, ale tak inaczej, że uznałem, że raczej nie krzyknął. - Przecież masz mamę.
-Już nie, bo ją zostawiłem. I rodzeństwa też.
-Mówi się "rodzeństwo". A rodzinę można zostawić, w sensie opuścić, ale więzy krwi zostają, bo nie można się ich pozbyć. To kompletnie nie zależy od nas, toteż twoja mama nadal jest twoją mamą i nie możesz tego zmienić.
-Ale skoro ja mam brata i siostrę, to powinno mówić się "rodzeństwa", bo ich jest dwa, a nie jedno.
-Castiel!!! Czy ty mnie słuchasz?! Nie można zapominać o swojej przeszłości, bo jest ona ważnym elementem, określającym nas samych. Rodziny się nie wybiera. Możesz mówić do mnie "tato", ale nie zapominaj, że nie jestem twoim prawdziwym ojcem. Relacje między psami są trudnym tematem, dlatego powiem ci o tym trochę później, gdy będziesz starszy.
-To po co się denerwujesz? A gdybym miał dziesięć rodze... rodzeństwo, to jak musiałbym mówić?
       Tata nic nie powiedział. Chyba nie lubił kiedy mówiłem, bo zawsze jak coś mówiłem, to mówiłem niepoprawnie i był zły. Dlatego postanowiłem, że nie odezwę się już ani słowem, dopóki czegoś nie zjem. Bo nie chcę, żeby był zły.

Brak komentarzy: