Spotkałem wilka,wielkiego wilka.Stał tuż przede mną więc schowałem się za pobliski głaz.Krew wraz ze śliną kapała mu z pyska.
-Ciekawe co zaatakował?-pomyślałem.
Okrążyłem go i stanąłem tak żeby mnie nie zauważył.Chciałem zobaczyć
tego nieszczęśnika,który prawdopodobnie już nie żył.To co
zauważyłem...nie spodziewałem się tego .Na ziemi leżał Stanley.Nie
znałem go zbyt dobrze -prawie wcale.Ale w końcu jest z naszej sfory,jest
jednym z nas więc postanowiłem go uratować.Zakradłem się po cichu do
niego.Po chwili zauważyłem że wilk gdzieś się rozgląda.Chwyciłem więc
psa,a z racji tego że jest ode mnie lżejszy"zarzuciłem"go sobie na
plecy.Kiedy znaleźliśmy się nareszcie na bezpiecznych terenach sfory
położyłem go na trawie.
-Cześć Stan-rzuciłem w pól uśmiechu odsłaniając wszystkie zęby -co ty tam do cholery robiłeś z tym wilkiem?!
Stanley?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz