- Bardzo!- uśmiechnąłem się.- Ale twoja mama na żywo jest piękniejsza.
Chyba Ace to usłyszała bo podbiegła do mnie i mnie pocałowała. Dzieciaki się zaśmiały. To znaczy dorosłe dzieci. Odpakowały także prezenty ode mnie. Dla Ace podarowałem zdjęcie nasze i dzieci w pięknej ramce. Do tego obróżkę z diamentami. Prawie się rozpłakała ze szczęścia miało to znaczyć że jej się spodobało. Wszyscy szaleli za swoimi prezentami pod choinką. Zaraz, zaraz! Kogoś tu brakuje... No tak... Siedział daleko pod jakimś drzewem. Był sam i smutny.
- Irfan... Brachu!- usiadłem obok niego i klepnąłem go lekko po grzbiecie.
- To już drugie święta Bożego Narodzenia bez niej...- zasmucił się.
- Kogo?...-zamyśliłem się.- A no tak... Nie martw się! Ty też masz prezenty!
Po tych słowach podsunąłem mu bod łapy średni prezencik. Rozpakował go zmętnię. Było tak zdjęcie jego narzeczonej która... Chyba każdy wie. I krótki wierszyk który napisała dzień przed śmiercią. Irfan stał jak wryty.
Irfan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz