Suczka była zahipnotyzowana w kolorach. Nic dziwnego, słońce rzucało różne kolory na błękitne „płótno”.
- Ładny obrazek, prawda ?
- Nom – Odpowiedziała, wciąż obserwując niebo.
- Sęk jest w tym co następuje po zachodzie słońca. – Powiedziałam, starając się ją zaciekawić.
- A co następuje po zachodzie słońca ???
- Raczej każdy widział zwykły srebrny księżyc, prawda ???
- No ja na pewno. – Przyznała znów przestając się interesować rozmową.
- Chciałem dodać, że mało osób widziało błękitny księżyc. Hmm… mógłbym wstawić go w podróżach po sforze, ale…
- Ale co ?
- Z tego co wiem to u naszych sojuszników trwa wojna, więc nie chciałbym
aby ktoś z tych wrogich oczywiście watah zainteresował się naszymi
terenami. Zatem lepiej trzymać się z dala od granic.- Po moich słowach
zawiedziona skierowała się z mną ku reszcie sfory. Coś było nie tak, bo
szliśmy o wiele dłużej niż wcześniej. Starałem się nie pokazywać
zaniepokojenia, aż doszliśmy do rozwidlenia dróg.
- I którędy teraz? – Zapytała obojętna Lilith.
- Yyy… chyba jakoś w lewo… , albo w prawo. – Powiedziałem niepewnie.
- Błagam nie mów mi, że się zgubiliśmy.
- Ok, nie powiem – Odpowiedziałem kierując się w stronę lewej ścieżki. – Chyba trzeba iść tędy.
- Obyś się nie mylił.
- Przecież ja nigdy się nie mylę… no może raz nie miałem racji, ale to
się nie liczy.-Ruszyłem powoli w lewą stronę. Oczywiście nie wiedziałem
dokąd idę, ale jak zwykłe się do tego nie przyznaję. Szliśmy jeszcze
dłużej niż wcześniej, a wokół ani jednej żywej duszy. Wyszliśmy z lasu
na otwartą przestrzeń, dzieliła ją na pół duża autostrada. Na jej brzegu
coś leżało, ale starałem się na to nie zwracać uwagi.
- To chyba pies. Trzeba mu pomóc !!! – Powiedziała zaniepokojona Lilith.
- Po co ? Pewnie tylko śpi. – Przyznałem odwracając się w stronę lasu.
- Jesteś ślepy ? Wokół jest krew. Nie widzisz jej ?
- Yyy… jasne , że widzę.
- To jak mogłeś przyznać, że on tylko śpi ?
- Yyy… myślałem że to farba. – Starałem się wymigać od prawdy.
- Jak lekarz mógł pomylić krew z farbą !? – Krzyknęła zirytowana suczka.
- Nie ważne. Zobaczę czy ten leżący jeszcze żyje. – Podszedłem do psa,
wydawał się jeszcze żywy. – Pewnie ma wstrząs mózgu, widocznie go
potrącił samochód.- Zamyśliłem się. – Dobra weźmy go do sfory.
- Ale w którą stronę tam dojdziemy ?
- Jakby tak się zastanowić to chyba już wiem gdzie jesteśmy. Popatrz w górę… i co widzisz ?
- Yyy… gwiazdy.
- No właśnie, gwiazdy pokazują gdzie się mniej więcej znajdujemy. Więc skoro my jesteśmy tu, to sfora musi byś gdzieś tam.
- Nie mogłeś tego wcześniej powiedzieć ?
- Wcześniej korony drzew je zasłaniały. – Powiedziałem chwytając rannego psa za skórę na karku.
- Czekaj, gdzie mnie bierzesz??? – Usłyszałem martwy głos. Wypuściłem psa, który odwrócił powoli łeb w moją stronę.
- Yyy...zabieram cię do reszty sfory. – Przyznałem lekko przerażony, ledwo słyszalnym głosem wyczerpanego psa.
- Ale nie możesz…
- Dlaczego ? Przecież potrzebujesz pomocy. – Powiedziała zaniepokojona Lilith.
- Pan kazał mi tu zostać, a ja muszę się go słuchać. – Podniósł się
resztkami sił i poszedł powrotem na szosę. Trochę się zataczał, ale nie
przestawał iść.
-Nie ma mowy, że tutaj będziesz czekał. Zabieram Cię ze sobą. –
Powiedziałem ponownie chwytając go za kark. Przyciągnąłem go tak do
mojej jaskini. Tuż przy jej brzegu puściłem go i padłem ze zmęczenia na
ziemię. – Na czas gojenia się twoich ran zostaniesz za mną, w Sforze
Psiego Uśmiechu, ok ? – Pies jednak milczał, wpatrując się martwym
spojrzeniem w niebo.
< Lilith, albo ktoś inny ? >