Podróż nie trwała długo, ale mi dłużyła się okropnie. Lilith zamiast iść grzecznie, podskakiwała i zadawała masę pytań. Na większość z nich nie uzyskała odpowiedzi.
-Oj, co ty taki sztywny jesteś?- spytała.- Nie umiesz się cieszyć z życia? Z wolności?
-Jakoś nie mam ochoty na wygłupy- nawet na nią nie spojrzałem.
-Coś ci dolega?- przekręciła łeb.
-NIE!!!- krzyknąłem, a suczka prawie się skuliła.- Nie rozumiesz?! Mam zły humor! Nie do moich obowiązków należy opieka nad zagubionymi psami, więc powinnaś być mi wdzięczna, że postanowiłem ci pomóc.
Dalej szliśmy w ciszy. Było mi strasznie głupio, że tak na nią naskoczyłem, zwłaszcza, że to ja zacząłem tę znajomość. Chciałem jakoś przeprosić, ale nie miałem w tym żadnego doświadczenia, więc postanowiłem dalej milczeć.
W końcu, w oddali dostrzegliśmy zarys ciała Masziego. Na widok, nowej suczki od razu do nas podbiegł.
-To jest Lilith- uprzedziłem jego pytanie.- Chciałaby dołączyć.
-To super!- uśmiechną się do niej, a ona natychmiast to odwzajemniła.- Chodź Lilith, oprowadzę cię.
-Dzięki- odpowiedziała suczka.
-To ja już pójdę- odwróciłem się od nich i ruszyłem przed siebie.
-Nie tylko ty miałeś trudne dzieciństwo- szepnęła do mnie Lilith na odchodne.
Na dźwięk tych słów zatrzymałem się. Miałem ogromną ochotę podbiec do niej i jakoś ją przeprosić. Niestety strach przed kontaktami międzypsimi wziął górę. Pogalopowałem do lasu, byle tylko zgubić jej wzrok.
<Lilith? Mashine?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz