niedziela, 16 kwietnia 2017

Od Jema

Wchodząc do chłodnego, rześkiego potoku Jem nareszcie poczuł ulgę. Zamoczył co prawda tylko łapy, ale i tak wiele mu to dało. Odetchnął, przymykając oczy. Niezupełnie wiedział jak radzić sobie z ranami, więc robił cokolwiek, byleby ból ustał. Wiedział dobrze, że w ten sposób nie załatwi problemu. Bąble z ropą nie znikały na stałe. Gdy za dużo chodził, albo mocniej stanął - pękały. Zaraz jednak pojawiały się kolejne, jeszcze gorsze. Nie chcąc zbyt naciskać na bolące miejsca, położył się. Spokojnie mógł dotknąć brzuchem dna. Wyciągnął kończyny do przodu. Chwilę później zdecydował się pójść w miejsce, gdzie woda jest głębsza, by móc zanurzyć całe ciało. Oczyszczenie wszystkich ran wydawało się dobrym pomysłem. Przy okazji, poczuł niezwykłą ochotę by popływać lub przynajmniej brodzić chwilę przy brzegu. Odbił się od dna. Uniósł wyżej pysk, nie chcąc by ciecz dostała się do nozdrzy i oczu. Zaczął przebierać płynnie łapami. Brakowało mu tego przez dłuższy czas. Taka rozrywka była też formą odpoczynku. Choć podczas swojej podróży nie miał zobowiązań to z czasem stało się to dla niego męczące. Teraz mógł nareszcie odetchnąć i spędzić czas w ciszy i spokoju.
Powrócił myślami do dawnych lat, gdy Sfora Psiego Uśmiechu była wręcz przepełniona psami. Niektórych z nich nawet nie znał, a za to oni znali jego. Będąc Betą miał na głowie wiele obowiązków. Wtedy szczególnie lubił chwile odpoczynku, a było o nie ciężko. Na każdym kroku spotykało się kogoś. Swego czasu mu to przeszkadzało. Teraz, gdy spojrzał na pusty brzeg, zabrakło mu tego. Czyżby zgorzkniały, stary introwertyk poczuł ukłucie w sercu z powodu innych?
Dostrzegł sylwetkę po przeciwnej stronie rzeki. Zmrużył oczy, sam nie wierząc swoim zmysłom. Potrząsnął głową. Ah, jego wzrok zaczyna szwankować? Nie. Biała postać z daleka przypominająca owczarka szwajcarskiego. Siedziała nieruchomo w jednym miejscu, patrząc w punkt gdzieś w oddali. Wydawała się nieco odcięta od otoczenia, co Jem postanowił wykorzystać. Podpłynął do brzegu, chowając się pomiędzy wysokimi trzcinami. Łapy zapadły mu się w mule. Znów się pobrudził, ale postanowił to zignorować. Podsunął się bliżej do nieznajomego. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów. Stąd łatwo było poznać, że to samiec. Miał też nieco cięższą budowę niż rasowy owczarek, więc prawdopodobnie był mieszańcem. Wydawał się czujny. Ostry, bystry wzrok, uszy nastawione, skierowane do przodu. Puchaty, biały ogon drgał niespokojnie. Wyczuł go. Jem nie chciał, by wyglądało to jakby śledził psa, więc natychmiastowo wyskoczył z gęstwiny. Pies odwrócił się w jego stronę. Czekoladowy wyprostował się, stając naprzeciw białego. Spojrzał mu z wrogością w oczy i... Coś w nim drgnęło. Znał go spojrzenie, znał te oczy. Znał ten zapach i białą sierść. Swego czasu tak ich nienawidził. Wydawało się, że nieznajomy od razu poznał Jema. Położył pod sobie uszy, ale wyraz jego pyska nie zmienił się. Jem skrzywił się z niechęcią.
- Proszę proszę... - mruknął Rayan. Owczarek australijski zrobił krok do przodu. Nie spodziewał się, że spotka tu dawnego rywala. Za czasów Sfory chodziły plotki, że nie żyje. - Nie chcę kłótni - dodał biały po dłuższej chwili. Jem zmarszczył brwi. Roy, którego pamiętał był całkiem zawzięty i uparty. Teraz wydawał się być spokojniejszy, ale też... tajemniczy.

Rayan?

Brak komentarzy: