środa, 10 maja 2017

Od Quentina

Wziąłem głęboki oddech. Serce biło mi jak szalone. Ból nie ustawał, wręcz przeciwnie - z każdą kolejną minutą się nasilał. Czułem jak z mojej zranionej łapy, sączy się krew. Każdy krok coraz bardziej mnie męczył. Byłem wycieńczony i głodny. Nie poddawaj się, zaraz kogoś znajdziesz, pocieszałem się w myślach. Kulejąc, szedłem więc dalej z coraz to większą trudnością. 
Po niecałych pięciu minutach uciekła już ze mnie cała energia i zmęczony, padłem na ziemię. Strasznie kręciło mi się w głowie. Próbowałem się podnieść. Niestety, na próżno. Moje ciało zupełnie odmawiało mi posłuszeństwa. Nagle jednak usłyszałem czyiś głos. Jednak trudno mi było rozszyfrować skąd pochodzi jego źródło. Dzięki napływowi adrenaliny i wiary, wstałem z ziemi i postanowiłem to sprawdzić. Przez chwilę kompletnie zapomniałem o bólu. 
Po kilku krokach spostrzegłem psa o czarnej sierści. Nie, zaraz. Nie psa, lecz suczkę. Nieznajoma chyba wyczuła, że nie jest sama, bo obróciła się w moim kierunku. Czara wyglądała na zaskoczoną moim widokiem, a ja uśmiechnąłem się lekko, ukrywając ból. Suczka chciała mnie już chyba zaatakować, ale jej wzrok powędrował na moją zakrwawioną łapę. Chciałem już zapytać się jej czy może mi pomóc, lecz znowu zakręciło mi się w głowie, a przed oczami miałem białe plamki. Ostatnie co pamiętam to mrok, który wydawał się ogarnąć wszystko wokół mnie.

Hayley?

Brak komentarzy: