wtorek, 9 maja 2017

Od Jekyll'a CD opowiadania Lucky'ego

 - Grape, zostaw! - krzyknąłem w stronę smoka, który rzucał w moją stronę jakieś jagody. W sumie to nie wiem dlaczego tak się lubował w miotaniu we mnie owocami.
 - Dobrze, dobrze... - stworzenie przewróciło oczami i podleciało nieśpiesznie w moją stronę,
a ja zacząłem robić mu długi wykład o dobrym zachowaniu, ponieważ skoro już jest moim towarzyszem to powinien przestrzegać jakiś zasad, by lepiej się żyło. Oczywiście smok nie należał do tych stworzeń które pilnie słuchają każdego wypowiedzianego słowa, więc po prostu latał dookoła zagłuszając moją mowę. Westchnąłem cicho, wiedziałem, że Grape nadaje się na wspaniałego towarzysza, ale najpierw trzeba będzie mu żmudnie wpajać te wszystkie zasady, co trochę potrwa.
W pewnym momencie już miałem zamiar podnieść głos, gdy nagle usłyszałem w oddali jakieś piski.
 - Poczekaj! - powiedziałem do stworka, który tym razem usłuchał.
 - Też to słyszysz? - zapytał smok, a ja pomachałem twierdząco głową, zdając sobie sprawę,
że zwykle nikt nie piszczy tak sobie bez powodu.
 - Grape, choć raz się przydaj i zobacz co tam się dzieje! - rozkazałem smokowi, a ten rozumiejąc sytuacje bezgłośnie podleciał w stronę z której dochodziły piski, by po chwili wrócić do mnie.
 - Tam jest jakiś szczeniak... Lepiej zapytaj go... czy nic mu nie jest... - rzekł smok. Z tonu jego głosu wiedziałem, że muszę jak najszybciej zobaczyć czy temu szczeniakowi nic nie dolega, bez dłuższego zastanowienia pobiegłem w stronę tamtych krzaków. Po chwili wyłoniłem się z nich i zobaczyłem nieduże szczenie które było całe poranione i poturbowane. Przez moment nikt się nie poruszył,
nie miałem pojęcia co zrobić. Powiedzieć coś? Podejść?
Podczas gdy ja się zastanawiałem, mały podniósł lekko głowę i pisnął, wtedy zdałem sobie sprawę, że liczył się czas.
 - Grape, leć powiadom lekarza, że zaraz do niego przyjdę! - rzuciłem szybko w stronę pałętającego się obok smoka, podchodząc jednocześnie do szczeniaka. Przełknąłem ślinę i powiedziałem starając się zachować spokojny ton.
 - Co się stało?
 - C...czarny pies... - odpowiedział szczeniak słabym i drżącym głosem. Wiedziałem, że nie mogę zwlekać, nie wyczuwałem zapachu który mógłby dowieść, że w okolicy znajduje się matka młodego. Złapałem go za skórę na karku i zacząłem biec w stronę Centrum Sfory, gdzie pewnie już czekał lekarz.

Lucky? 

Brak komentarzy: