poniedziałek, 8 maja 2017

Od Jekyll'a - 'poznanie towarzysza'

 Kolejny nudny dzień, zero jakiś większych emocji, czarne ego ostatnio przestaje o sobie znać... po prostu nuda. Aż momentami chciałoby się po prostu ruszyć przed siebie i uciec od codzienności...   W sumie to nawet dobry pomysł! Nie ma to jak poznawać nowe miejsca i oglądać nieznane krajobrazy... Jutro pogadam o tym z Quiet.
*
Uzgodnione! Porozmawiałem z Alfą i ustaliłem, że dostanę tydzień wolnego, tak naprawdę to mogłem trochę więcej, lecz siedem dni powinno mi starczyć. Najwyżej będę biegł łeb na szyję w stronę sfory by zdążyć do niej na czas, chociaż gdybym się spóźnił o jeden dzień nie powinna się stać żadna katastrofa. Gotowy? Oczywiście, że nie! Ale ruszam!
Zacząłem raźno maszerować przed siebie, a po kilku godzinach opuściłem już znane mi tereny. Teraz pozostało mi tylko iść przed siebie, bez planu... idealnie, o to mi chodziło. Oczywiście to wszystko nie znaczy, że nie podoba mi się w sforze, po prostu potrzebuję czasami jakiejś rozrywki którą ja znajduję w wędrówce, a 'mroczny ja' w robieniu krzywdy innym... Przy okazji jak już wcześniej wspomniałem - złe ego ostatnio jakoś dziwnie 'ucichło', może to dzięki kontakcie z innymi? Chociaż jestem pewien jednego - zawsze będę miał dwie sprzeczne osobowości, ale jakoś z tym żyję i to jest najważniejsze.
Podczas mojego rozmyślania udało mi się przejść przez przez zupełną granicę sfory.
- Nowe tereny, Jekyll nadchodzi! - powiedziałem do siebie cicho i jakby idealnie na moje słowa poczułem zapach jakiś roślin, dosyć dziwne... ale nie wolno czekać, bo jeszcze przygoda przejdzie mi przed nosem i ucieknie...
Zacząłem gnać co sił za nietypową wonią, co to może być?
Po dłuższej chwili przede mną rozpościerał się piękny widok:
 - Halo? Jest tu ktoś? Kto dba o ten ogród...? - mówiłem niepewnie, rośliny były wypielęgnowane, więc ktoś musiał być w okolicy, ale jednocześnie nie było wokół żadnej żywej duszy. Mimowolnie dreszcz przebiegł mi po plecach, to miejsce było jednocześnie piękne, a z drugiej strony przerażające, lecz jednak wciąż szedłem przed siebie. Po krótkim czasie zdałem sobie sprawę, że ten teren to jeden wielki labirynt - regularnie trafiałem do ślepych uliczek, lub wydawało mi się, że krążę w kółko. Mimo tego podobało mi się to, za każdym zakrętem mogły mnie spotkać różnorakie niespodzianki, raz to grządka jakiejś kolorowej i nieznanej mi wcześniej rośliny, a to raz jakiś most w tym charakterystycznym  japońskim stylu, oczywiście nie zawsze były to przyjemne niespodzianki, w pewnym momencie pod moimi łapami otworzyła się jakaś zapadnia i w ostatniej chwili udało mi się odskoczyć unikając upadku.
 - Pora się stąd zbierać, ktoś mi źle życzy. - mruknąłem wpatrując się w otwór, na samym dole znajdowały się kolce na które pewnie miałem się nadziać. Postanowiłem poszukać wyjścia,
jednak oczywiście łatwiej wejść niż wyjść, w końcu to labirynt...
Po kilku godzinach zaczęło się ściemniać, co oczywiście zmusiło mnie do zatrzymania się, wszedłem w jakąś miękką kępę trawy i zapadłem w wyjątkowo lekki sen...
*
 - Auć...- coś małego odbiło się od mojej głowy i usłyszałem cichy śmiech, bez zastanowienia podniosłem się i wbiłem wzrok w stronę z której pochodził chichot.
Moim oczom ukazało się takie dziwne stworzenie:

 - Czym ty jesteś? - zapytałem, a stwór jedynie oderwał jedno winogrono od kiści i rzucił nim we mnie.
 - Przestań! - spróbowałem się uchylić przed nadlatującym owocem - To nie jest śmieszne! Ty mały, wstrętny...
 - Grape... - to wylądowało przede mną i coś powiedziało, chociaż trudno to uznać za mowę, ponieważ to zabrzmiało tak jakby stworek powtórzył coś co kiedyś zasłyszał... jak papuga.
 - To czym ty jesteś? - ponowiłem pytanie.
 - A ty? - Grape tym razem zabrzmiał 'inteligentniejszym' głosem.
 - Ja jestem psem, a TY? No, chyba, że jesteś 'zwykłą' latającą jaszczurką, co?
 - Hmm... Masz racje! - stworek przymknął oczy zadowolony ze swojej odpowiedzi. Ciężko westchnąłem, ta rozmowa nigdzie mnie nie prowadziła, lecz przyznam, że ten Grape mnie zaciekawił.
 - Wiesz, a może jesteś... smokiem? - zapytałem niepewnie.
 - Strzał w dziesiątkę...! - stwór podskoczył.
 - Takim wyjątkowo wnerwiającym... - dodałem po chwili i ku mojemu zdziwieniu Grape uśmiechnął się szeroko... Dom wariatów, przepraszam - labirynt wariatów.
 - Mały, a wiesz gdzie jest wyjście?
 - Stąd nie ma wyjścia. - odpowiedział smok. - I nie jestem mały, po prostu ty jesteś większy ode mnie.
W sumie muszę przyznać, że tymi słowami zrobił na mnie wrażenie.
 - Grape, skoro nie ma stąd wyjścia to... czy jest tu wejście? - przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
 - Oczywiście, że jest, a co myślałeś? - stworek przekręcił głowę jakby zdziwiony moim pytaniem.
 - Zaprowadź mnie tam. - mruknąłem, a Grape rozwinął skrzydła i już w drugiej chwili leciał zielonymi korytarzami, a ja ruszyłem za nim.
- Uwaga, pułapka! - usłyszałem głos mojego towarzysza. Towarzysza? A gdyby tak przedstawić tą propozycję temu stworkowi? Ominąłem jakąś płytę która pewnie była tą pułapką i biegłem dalej.
Po pewnym dłuższym czasie zacząłem powoli kojarzyć pewne elementy, jakieś drzewa, ławeczki...
 - Oto wejście. - smok wylądował obok mnie i wskazał łapą w stronę łuku przez który wszedłem do wnętrza labiryntu. To była ta chwila.
 - Grape? Co byś powiedział na to, że zostaniesz moim towarzyszem? - zapytałem.
 - Jestem przeciwny takim związkom. - odpowiedział smok, a ja dopiero po chwili zrozumiałem o co mu chodzi.
 - Źle mnie zrozumiałeś... - język zaczął mi się plątać.
 - Każdy tak później mówi. - Grape rozwinął skrzydła przygotowując się do odlotu.
 - Mi chodziło jedynie o to, że będziesz moim zwierzakiem...
 - Powiedział pies do smoka... - stworek zaczął mnie denerwować, ale wciąż chciałem mieć towarzysza w postaci tej przerośniętej jaszczurki.
Po pełnej godzinie, udało mi się wytłumaczyć temu złośliwemu stworzeniu o co mi dokładnie chodziło. No dobrze, teraz wystarczyło jeszcze tylko zadać mu pytanie jeszcze raz.
 - Wchodzisz w to? - zapytałem zmęczony konwersacją.
 - Niech ci będzie... A w ogóle to jak się nazywasz? - Grape spojrzał na mnie bacznie.
 - Jekyll. - odpowiedziałem. W pewnej chwili zdałem sobie sprawę z pewnej ważnej sprawy,
a mianowicie - drugie ego, które może zrobić małemu smokowi krzywdę
 - Jest taki pewien problem... - zacząłem niepewnie, nie wiedząc jak zareaguje mój towarzysz.
 - Aaa chodzi ci o drugiego 'ty'? - powiedział zadowolony z siebie, na widok mojej zdumionej miny.
 - Skąd ty...? - posłałem mu wystraszone spojrzenie.
 - Smoki mają większą wiedzę i władzę. - Grape posłał mi szelmowski uśmiech.
Po chwili wyszedłem 'wejściem' z labiryntu, a za mną leciał smok. Byłem tym uradowany - odkryłem nowy teren i na dodatek zyskałem nowego, co prawda denerwującego, przyjaciela...

Brak komentarzy: