środa, 22 czerwca 2016

Od Castiela - CD opowiadania Jockera

    Zwolniłem, kiedy tylko zniknąłem alfie z oczu. Tak będzie lepiej. Sporadyczne wybuchy emocji, niekontrolowane zachowanie - tak robią inni. Póki na mnie patrzą muszę dostosować się do ich sposobu postrzegania świata, bo nikt nie zaufa wyróżniającemu się z tłumu psu. Lepiej być takim samym jak wszyscy.
    Przywiesiłem koleją ulotkę. Zastanawiało mnie to, że alfa miał je już przygotowane. Chociaż w sumie nic nie powinno mnie dziwić.
    - Oczywiście bierzesz w tym udział? - rozległ się głos za moimi plecami.
    Słyszałem, że się do mnie podkrada, więc nawet nie drgnąłem kiedy jego radośniejszy niż zwykle głos rozbrzmiał jak bęben tuż przy moim uchu. Odwróciłem się, obdarzając wpatrującego się w plakat Lokiego zimnym spojrzeniem.
    - Tak, biorę...
    Zamierzałem jeszcze coś dodać, ale za ojcem stał Stanley, który przerwał mi swoim "Cześć, młody". Młody - zabolało. Wiekowo może, ale na litość Odyna, po co to było? Chciał się pochwalić dłuższym stażem na tym świecie? "Nie ciesz się, stary, to ty szybciej umrzesz".
    - Wyjeżdżacie? - spytałem lekko zdziwiony, widząc tobołki, jakie im towarzyszyły.
    Loki od dłuższego czasu mówił o opuszczeniu sfory, ale na tym mówieniu się kończyło. Już? Tylko opuściłem jaskinię, a on przeszedł do działania? Wydało mi się to śmieszne, chociaż z tym było jak z ulotkami. Nie ważne jakim cudem i skąd, po prostu były i koniec tematu.
    - Tak, chciałem... Chcieliśmy się pożegnać - zaczął niepewnie Loki. - Rozmawialiśmy kiedyś o tym i... To dobry czas, więc najlepiej będzie, jeśli już-teraz... Chciałem ci podziękować. Za wszystko co dla mnie zrobiłeś.
    - Ty zrobiłeś dla mnie więcej i to ja powinienem ci dziękować - zrobiło mi się smutno, czwarty raz w życiu - drugi odkąd opuściłem dom. Chcąc-nie chcąc Loki był moim ojcem, zajął się mną za młodu i zasługiwał na szacunek z mojej strony.
    - Wiesz, że nie lubię pożegnań? - bardziej stwierdził niż spytał. - Dbaj o siebie, jedz dużo warzyw, nie izoluj się od świata. Może kiedyś się jeszcze spotkamy.
    Chciał mnie przytulić, ale zamiast tego zrobił niepewny krok w moją stronę, by położyć mi łapę na ramieniu.
    - Jestem z ciebie dumny - powiedział lekko się uśmiechając, a jego oczy zaszły łzami. Emocje.
    - Ty też na siebie uważaj - odparłem sztywno. - I pilnuj Stana. Czemu w ogóle bierzesz go ze sobą?
    - Ponieważ ON szuka perspektyw - wtrącił się Stanley. - I nudzi mu się tutaj. Zresztą twojego staruszka trzeba przypilnować.
    - Pomogę mu znaleźć inną sforę - skrzywił się Loki. - Jak najszybciej. Nie będzie długo za mną łaził.
    - O to to. - Stan poklepał go po grzbiecie. - Czas na nas, pa młody.
    Husky zakręcił się i z wolna ruszył w stronę miasta. Loki jeszcze przez chwile stał i nieruchomo patrzył na mnie. Potem ruszył za nim.
    - Tato! - krzyknąłem.
    Chyba jeszcze nigdy tak na niego nie powiedziałem. Pies przystanął. Obdarzył mnie ciepłym spojrzeniem.
    - Dziękuję.
    Uśmiech. Ruszył za Stanem i po chwili zniknął mi z oczu.

***

    - Ulotki rozwieszone - rzuciłem, przekraczając próg jaskini Jockera. - Zadanie wykona... Halo? Jest tu kto?
    To było głupie. Odejście Lokiego rozproszyło mnie do tego stopnia, że mówiłem sam do siebie.
    - Alfo?... Jocker?
    Rozejrzałem się uważnie po mieszkaniu, ale mój wzrok nie napotkał nikogo. Musiało się coś stać skoro alfy nie ma w godzinach pracy, a jeśli tak, to nie znajdę go szybko. Więc po co szukać? Zwyczajnie usiądę i poczekam, przemyślę parę spraw. Tak zrobiłem.
    Powoli zaczęło do mnie docierać, że teraz nie mam nikogo bliskiego w tej sforze. Jeśli coś mi się stanie, będę skazany sam na siebie lub na przypadkowe psy. Psy, którym nie ufam i które zazwyczaj chcą coś w zamian za pomoc. Będzie ciężej, ale nieopisanie lepiej. Więzi z innymi tylko utrudniają osiągnięcie postawionych sobie celów.
    Zacząłem martwić się nadchodzącym głosowaniem. Najbardziej obawiałem się tego, że sforzanie w ogóle nie wezmą mnie pod uwagę. To był najczarniejszy scenariusz. W zawodach powinno brać się udział, jeśli ma się 100% szans na zwycięstwo i 0% szans na ośmieszenie się. Co prawda mógłbym się wycofać, ale byłoby to gorsze niż porażka. Musiałem walczyć, nikt nie powiedział, że będzie lekko.
    - Długo czekasz? - Jocker wszedł uśmiechnięty do jaskini.
    - Nie, niezbyt - powiedziałem powoli.
    Pies pokiwał łbem i podszedł do szafy, wyraźnie czegoś szukając.
    - Wiesz, Loki i Stan odeszli - zacząłem niechętnie. - Pewnie słyszałeś?
    - Tak nagle? - Nadal grzebał w szafie, nie patrząc w moją stronę. - Nie, nie słyszałem. Loki coś marudził, ale Stan? Szkoda.
    - Taa, szkoda. Nie po to przyszedłem. Chciałem się spytać, czy ktoś zgłosił się już na ten... konkurs. I spytać, czy... ewentualnie... nie warto byłoby zrobić przynajmniej jednego pojedynku słownego czy czegoś w tym stylu?

Jocker?
   

Brak komentarzy: