Popatrzyłam szeroko otwartymi oczami na dwa bijące się psy. Poczułam gęsią skórkę, widząc wielką ranę na łopatce Jocker'a, z której bez przerwy ciekła krew. Mever miał za to mocno podrapany bok. Przestraszyłam się, że blizny zostaną mu całe życie.
Naturalnie strach o życie tych dwóch idiotów przejął nade mną władzę i, nie wiedząc co zrobić, zaczęłam wrzeszczeć jak opętana, by się uspokoili i przestali się gryźć. Jak można było przewidzieć, nie posłuchali. W skrajnej rozpaczy, gdy zauważyłam przez ułamek sekundy odstęp między nimi, wskoczyłam tam. Zamarli z kłami oddalonymi od mojego ciała może o centymetr, lub nawet mniej.
- Dosyć! - krzyknęłam. - Mam dość sporów między wami, idioci. Macie się przeprosić!!!
Przestraszeni moim wybuchem, bąknęli coś pod nosami i uścisnęli sobie łapy.
- A teraz marsz do szpitala! Do Honey! Oddzielnie!!! Meversue ze mną!
- Wybrałaś jego - stwierdził gorzko Jocker. - Zostawiłaś mnie, swoją jedyną już rodzinę i Jem'a, zakochanego w tobie, stanowiącego dobrą partię. Wybrałaś tego pchlarza. Egoistę bez szacunku dla innych. Nawet nie wiesz, jak było mi przykro gdy przez przypadek wspomniałem Rayan'owi o twoim pocałunku z Jem'em. Próbowałem cię przeprosić, ale byłaś nieugięta. A teraz jeszcze dobijasz mnie do ziemi wybierając jego, a nie rodzinę. Wyrzekłaś się nas. Gratulacje. Życzę wam szczęścia - rzekł, co dziwne, nawet już bez sarkazmu i odszedł. Spuściłam wzrok i poszłam w stronę szpitala. Sue był ciągle pół kroku za mną. Zastanawiałam się czy odezwać się, czy być cicho. Wybrałam milczenie.
Mever? Może być?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz