- Tak, istotnie, było
cudownie - westchnął Bitter, tym samym kończąc wyjaśnienie absencji. -
Nie, nie posiadam ran bitewnych. Miałem ich nabyć na polach rolnych?
Swój
bezsensowny, krótki raport podsumował głośnym, przeszywającym śmiechem,
którym wtórowało mu rodzeństwo Alfa. Po kilkunastu sekundach
beztroskiej radości powoli uniósł swoją łapę, aby właśnie nią ukazać
pożegnalny gest. Na jej powierzchni dostrzegł kilka gładkich ran, jednak
całkiem sklejonych puszystą, nasączoną krwią sierścią. Nie wydawały się
pobrudzone, a tym bardziej nie sprawiały wrażenia takich, które były w
stanie zagrozić egzystencji Bitt'a - były to bowiem najzwyklejsze w
świecie zadraśnięcia ostrym, młodym zbożem. Śnieżnobiała błyskawicznie
podskoczyła w jego stronę, jednak on cofnął się jeszcze szybciej,
sprawniej i zwinniej. Rzucił jej karcące spojrzenie, za chwilę znikając w
czeluściach własnego, przepełnionego bezużytecznymi przedmiotami
mieszkania. Automatycznie przysłonił wejście wielkim, lśniącym głazem,
podpierając się grzbietem o jego powierzchnię.
- A jednak wróciłeś,
Bitter Sweet. - usłyszał cichy, jednakże pełen zdziwienia głos. - Miałam
nadzieję.. myślałam, że przetrzymają Cię tam do końca sezonu.
- Jak
widzisz, jestem tutaj, razem z Tobą i resztą psiego społeczeństwa -
odpowiedział, starając się ułożyć na twardym, kamiennym legowisku. -
Właściwie, nigdzie nie byłem. Moja decyzja okazała się zgubna.
Biała
suka nie odpowiedziała. Owczarek posiadał niejasne przeczucie, że to
właśnie jej brata zauważył na miejskiej zebrze, spowitej w czarno-białe
pasy. Widział go wiele razy, jednak najczęściej przez kilka sekund;
jednak i on był w stanie określić, z kim miał do czynienia.
Greyey? Wybacz, że tak długo się z tym zbierałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz