piątek, 13 stycznia 2017

Od Jema - CD opowiadania Michelle

Jem potrząsnął głową, próbując oczyścić umysł. Zima, mróz i głód. Faktycznie, polowanie wydawało się dobrym pomysłem, zwłaszcza w grupie. Zmierzył suczkę wzrokiem po raz kolejny. Była mniej więcej jego wzrostu. Wyglądała na rasową, Jem widział już podobne psy. Okryta była czarną, dosyć krótką i zadbaną sierścią. Mimo wszystko, największą uwagę zwracał jej uśmiech. Wyglądał na nieszczery. Samiec położył po sobie uszy i zmarszczy lekko nos. Miał już do czynienia z takimi osobami. Wydawały się miłe i uprzejme, ale po czasie zrzucały maskę i wszystko wychodziło na jaw. Poczuł dziwną niechęć do nieznajomej, a zarazem... strach. Zaraz, zaraz, mieliśmy nie oceniać nikogo po wyglądzie, Jem - skarcił się w myślał. Kiwnął głową, na znak, że przystaje na propozycję suczki.
- Świetnie -  ujrzał już tylko blask jej śnieżnobiałych kłów, ponieważ odwróciła łeb węsząc nosem po ziemi. Nie zajęło jej dużo czasu znalezienie tropu. Jem również wyczuł zapach, więc oboje powolnym krokiem ruszyli. Delta nie mógł się jednak skupić na polowaniu. Obserwował uważnie suczkę. Czuł, że nie powinien jej ufać, ale jednocześnie wiedział, że nie może oceniać jej nic o niej nie wiedząc. Kłócił się tak z własnymi myślami dłuższą chwilę. Podążał za suczką starając się utrzymywać właściwe tempo. Z zamyślenia wyrwał go głos towarzyszki. Zatrzymała się gwałtownie i padła na ziemię polecając samcowi, żeby zrobił to samo. Jem posłuchał jej. Wytężył wszystkie zmysły. Spoglądając w dal dostrzegł stado saren. Na jego czele stał silny samiec, a dookoła kręciły się samice i młodziaki. Na boku dało się dostrzec kilka starszych, zmęczonych osobników. Można by zaatakować te starsze, nie mające siły na ucieczkę. Albo wykorzystać niedoświadczenie młodych. Delta spojrzał kątem oka na suczkę. Wskazała łapą cel i posłała mu pytające spojrzenie. Więc wybrała młodego... Jem czuł, że mogą pożałować tej decyzji, że może się nie udać i skończą z niczym. On wybrałby starszego. Bezmyślnie pokiwał głową, znów ulegając suczce. Rzuciła mu ten sam sztuczny i wymuszony uśmiech co wcześniej, aż poczuł, że po karku przechodzi go dreszcz. Zignorował to uczucie i ruszył we właściwą stronę. Pilnował, by wiatr wiał we właściwą stronę. Inaczej wyczuło by go stado. Był już gotowy. Mógł atakować. Instynktownie starał się odszukać towarzyszę. I zobaczył ją skradającą się do zwierzęcia. Wyczują ją! 
W tym momencie niespodziewanie stado zerwało się. Wszystkie stworzenia równo pognały w jedną stronę. Zdezorientowany ruszył pędem za nimi. Spoglądał dookoła, ale nie dostrzegł suczki. Przeklął w myślach. Z irytacją zaczął wielkimi susami omijać śnieżne zaspy. Zbliżał się do grupy. Już tak mało go dzieliło. Nagle jedno ze zwierząt wystrzeliło z grupy niczym strzała i przeturlało się bezradnie po śniegu. Okazja. Delta skręcił na bok, prosto do ofiary. Nie był pewien co się stało, sytuacja wyglądała podejrzanie. Zmarszczył brwi i ostrożnie, powoli podchodził do sarny. Wtem czarna suczka wyskoczyła z zaspy. Ona złapała to zwierzę. Ona wypędziła je z grupy i teraz zabija wtapiając ostre kły w krtań stworzenia. A następnie potrząsa jego gardłem, by sprawdzić czy na pewno umarło. Jem poczuł, że zbiera mu się na wymioty. Sam polował, przecież tak często zabijał te stworzenia z zimną krwią. Nie mógł rozumiał samego siebie. Stał jak wryty patrząc na towarzyszkę wielkimi, bursztynowymi oczami. Był tu taki bezużyteczny. Czuł się zażenowany i skompromitowany. A ona patrzyła na niego ze złośliwością. Przymknęła oczy znów się uśmiechając. Nie daj tak sobą pomiatać - podpowiadał mu wewnętrzny głos. 
Michelle? 
Jem się ciebie boi ;m;

Brak komentarzy: