Imię: Sol-Leks
Ksywka: Nieważne, mów jak chcesz... ale masz prawo mówić na niego Leks.
Głos: Wilbert Eckart
Rasa: Po prostu kundel, ale jeśli to uogólnisz jest wilczurem (psem pociągowym).
Wiek: Z powodu pewnych wydarzeń trudno określić, ale powiedzmy, ale czuje się jak 5 latek.
Płeć: Pies (pomyłka drogo kosztuje...)
Stanowisko: Medium, choć byłby świetnym mordercą itp. lecz jego moc przywoływania duchów sama wybrała mu zawód.
Rodzina: Za dużo do opowiadania...
Partner: Może kiedyś losy się skrzyżują.
Charakter: Sol-Leks to idealny pies północy; odważny, silny, skupiony i
dawniej gotowy do służby u człowieka.Wychowany według "prawa kłów i
pięści" co mocno obija się w jego zachowaniu mimo, iż stara się tego nie
okazywać.Ciekawostką jest to, że ledwo widzi jednym okiem (choć nie da
się tego zauważyć). Ale do tematu, człowiek wyuczył go bezkresnego
posłuszeństwa... przez co ma na sumieniu kilku ludzi, o czym próbuje
zapomnieć.Pewnie zauważyłeś\aś, że Leks szuka nowego życia, no cóż każdy
by szukał, lecz ten pies zmarnował już kilka szans...Posiada niezwykłą
umiejętność przywoływania wyciem duchy przodków, ale nie potrafi tym
sposobem przewidzieć wszystkiego.Potrafi być lojalnym przyjacielem, o
ile zostanie zrozumiany.To tyle(na razie) o jego charakterze
i jego umiejętnościach, można powiedzieć,że zauważysz jeszcze kilka po
poznaniu go.
Historia: To jak tu doszedł to BARDZO zawiła i dziwna historia, ale skoro musi...
Urodził się w okolicach Alaski około 1941 roku (doczytaj do końca by
zrozumieć!), mimo postępu techniki psy pociągowe były nieodłączną
częścią życia mieszkańców. Do tych zaszczytnych celów miał być też
przeznaczony Leks. Alaska nauczyła go więcej niż jakikolwiek nauczyciel,
a ludzie pokazali mu zasady panujące w zaprzęgu,dzięki ciężkiej pracy i
silę ducha stał się przewodnikiem stada. Pewnego dnia jego pan dostał
wiadomość o nagłej potrzebie przewiezienia ładunku do pewnego odległego
miasteczka.
Przyjął wyzwanie mimo, iż wiedział, że jego psy wciąż zmęczone ostatnią
trasą. Po miesiącu ciężkiego biegu zaprzęg dotarł na miejsce gdy
Sol-Leks tam dotarł,był kompletnie wyniszczony. Właściciel zrozumiał, że
pies jest zbyt słaby na drogę powrotną i postanowił go sprzedać. Kupcem
okazał się bogaty Europejczyk wracający do domu. Po kupieniu psa zabrał
się z nim na prom. Który w normalnym tempie dopłynął na Stary
Kontynent. Dom pana okazał się pięknym pałacykiem z hektarem ziemi Leks
który już nabrał sił nie posiadał się ze szczęścia widząc swój nowy dom
przynajmniej tak myślał... Pewnego dnia do dworu przyszli ludzie którzy
grozili właścicielowi czymś co nazywa się broń palna. I zabrali go.Już
nigdy go nie widziałem. Dotarło do mnie, że jestem w kraju gdzie
człowiek mnie nie uratuje, i uciekłem z pustego domu. I zobaczyłem ich,
zło nad złem,ludzi którzy zabrali mojego pana, pokazałem zęby w ich
stronę. Jeden z nich coś krzyknął do innych (a brzmiało to jak
warczenie), i wyciągnął pistolet.
Inny natychmiast wtedy złapał tamtego za ramię i powstrzymał. O
dalszych wydarzeniach chce nad wszystko zapomnieć, co chyba nie jest mi
dane...
W sumie nie wiem co mnie do tego zmusiło, no cóż kiedyś byłem bardzo
porywczy, i dołączyłem do nich. Całkiem szybko zrozumiałem język
niemiecki, całkowite posłuszeństwo stało się wolnością. Z tamtych lat
pamiętam tylko kilka mocnych wspomnień:maszerowanie długą ulicą, ogromny
zatłoczony plac, dostanie wyższego stopnia... i zabicie pierwszego
człowieka.Może rozszerzę to ostatnie: dzień był niezwykle pochmurny, na
kalendarzu zaznaczona była data 5 sierpnia. Ja razem z patrolem udaliśmy
się w okolice Śródmieścia. Zaraz doszły odgłosy strzałów, dowódca
patrolu wydał komendę ataku. Rozdzieliliśmy się,
zobaczyłem swój cel. Człowieka w skradzionym mundurze, potem tylko błysk
moich kłów, urwany krzyk i smak krwi... Zabicie człowieka, uwolniło we
mnie dar przywoływania duchów przodków.Następnym uczuciem które jakie
czułem była nagła bezsilność po której nawet nie zobaczyłem sił AK
zmierzających w moją stronę. Chwilę później poczułem pocisk wgłębiający
się w ciało.I zapadła ciemność.
Po obudzeniu się zobaczyłem wnętrze jakiejś kamienicy, chciałem
uciekać. Ale poczułem, że jetem uwiązany bandażem.Do pokoju wkroczyli
ludzie z powstania.Z rozmowy (można powiedzieć, że jestem poliglotą)
wynikło, iż pocisk pochodził od karabinu mojego patrolu. Co zmieniło
moje poglądy. Zmieniłem stronę, gdy wyzdrowiałem, dostałem obrożę ze
znakiem powstania. W tamtym czasie zabiłem kilku (5) hitlerowców. W
listopadzie złapali mnie, jako, iż nie byłem człowiekiem, przeznaczono
mnie do pewnego laboratorium. Nie wiem jaki cel to miało wnieść, ale
naukowcy robili eksperymenty z "hibernacją długotrwałą" mieli zamiar
zahibernować mnie na miesiąc, ale chyba coś im nie wyszło (albo wyszło,
aż za dobrze),i obudziłem się w tym opuszczonym miejscu po przeszło 70
latach. Nie mając pojęcia, o postępie techniki (przez co kilka razy omal
nie dostałem zawału) ruszyłem przez wsie,miasta i lasy.Spotkałem wiele
sfor, ale z każdej z nich uciekałem wyśmiany... Mimo dowodów które przy
sobie mam (blizny, obroża ze znakiem powstania i umiejętność
przyzywania duchów). Prawie bez nadziei wszedłem na teren SPU, ale tam
zostałem przyjęty, jeśli ktoś nie wierzy w moją historie, niech nie
wierzy, nikogo nie da się zmusić. Moja historia cały czas się pisze...
Upomnienia: 0/4
Kontakt: bialytygrys98
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz