Popatrzyłam na różę, nie wiedząc co powiedzieć. Podarowanie mi kwiatu było ze strony samca bardzo miłym gestem, jednocześnie wprowadzającym mnie w zakłopotanie. Bo co to mogło znaczyć? Gest pojednania, sympatii, może czegoś więcej?
I to jedne, jedyne słowo, które przy tym wypowiedział. "Przepraszam". Za co przepraszał? Za oziębłość? Za ciągłe upominanie mnie? Za nieufność?
Jeden gest, jedno słowo, a może mieć tyle znaczeń. Odkąd Thomson odszedł, nie miałam bliższego kontaktu z innym samcem. To Tom był moją miłością, z nim zaliczyłam pierwsze pocałunki, nocne wycieczki, z nim starałam się o szczenięta. Po jego odejściu robiłam dobrą minę do złej gry, udawałam rezolutną i wesołą panienkę, która już wypchnęła z myśli partnera. Owszem, wypchnęłam. Ale dopiero jakiś czas po jego odejściu. Teraz po prostu korzystam z życia. Dobrze, że Bóg nie obdarzył mnie charakterem samotnika, stroniącego od ludzi mruka. Gdybym miała taki charakter, na pewno załamałabym się i już nikomu nie pozwoliła do siebie zbliżyć. Pozostaje mi cieszyć się z mojej otwartości i ogólnej radości życia. Dzięki temu tak szybko pogodziłam się z utratą Thomson'a. Nadal wspominam go ciepło, jednak wiem, że ten rozdział został definitywnie zamknięty.
Ale czy potrafiłabym zbliżyć się do innego samca? Zauroczyć się... na nowo? Nie wiem. Ale może niedługo się dowiem. Na razie wystarczy wsłuchać się w rytm serca.
— Dziękuję - podniosłam różę, a w moje nozdrza uderzył słodkawy zapach.
Aidan? ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz