sobota, 25 czerwca 2016

Od Suzzie

   Dzisiejszy dzień był bardzo gorący. Około południa chowałam się w chłodnej Jaskini Alf, jednak dłużej już tak nie mogłam, ponieważ ściany zaczynały się powoli nagrzewać. Zirytowana, wyszłam na powietrze i od razu buchnął mi w pysk gorący podmuch. Było taaak gorąco, a moje gęste futro nie pomagało. Zaczęłam dyszeć i powlokłam się nad strumyk. Od razu do niego wskoczyłam, rozpryskując wokół siebie krople wody. Ulga była natychmiastowa.
   Pływałam w poprzek strumyka jeszcze długo, nie chcąc z niego wychodzić.
   Niestety, jakiś czas później porządnie zgłodniałam i musiałam wyjść. Nie było jednak tak źle, bo moje futro nasiąkło wodą i chociaż było ciężkie, to chłodziło.
   Ze znalezieniem sobie obiadu nie było większego problemu - większość zwierząt próbowała ochłodzić się przy innym strumieniu. Jedna, młoda sarna zaś leżała na boku i ciężko oddychała. Była przemęczona i gdy rzuciłam się w jej stronę, nawet nie próbowała uciekać, chociaż reszta zwierząt oddaliła się szybko od tego miejsca. Już chciałam zabić sarnę, gdy ona otworzyła umęczone oczy i tak... Mądrze na mnie spojrzała. Nie, ja wariuję. Znów będę wegetarianką, czy jak?
   Prychnęłam ze złości i podarowałam sarnie życie, zostawiając ją w spokoju.
   Następnie podeszłam do najbliższego drzewka, niziutkiej jeszcze brzozy, stanęłam na tylnych łapach, przednie opierając o pień i zaczęłam obrywać listki i je zjadać. Ostatnimi czasy dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Chociażby ten nawrót wegetariaństwa.
   Poczułam na sobie czyjś wzrok, więc odwróciłam się powoli.


  Bitter Sweet?

Brak komentarzy: