Po usłyszeniu tego przepełnionego szczerością wyznania, moje serce zabiło z nową mocą, choć jeszcze kilka sekund temu prawie zamarło. Teraz, wiedząc, że obiekt moich uczuć je odwzajemnia, czułam się dziwnie spełniona. Podobnie czułam się dawniej przy Jemie. Wiedziałam, że przede mną i Meversue'm jest jeszcze kręta i wyboista droga, ale warto było podjąć się wędrówki, wiedząc, co czeka mnie na końcu. Związek z Jemem w pewnych aspektach byłby zapewne łatwiejszy, ale czy łatwiejsze znaczy lepsze? Nie pragnę żyć w spokojnym, bezpiecznym związku. Pragnę poznać najpiękniejszy odcień miłości, przeżywać wzloty i upadki, odsuwać się i wracać do siebie z nową dawką uczuć, czyniących naszą więź jeszcze silniejszą niż kiedykolwiek. To, czego pragnę, może mi zaoferować właśnie on – Sue, którego obdarzyłam szczerą miłością, tak jak on mnie.
Ja też byłam pełna niedowierzania do tego, że on obdarzył uczuciem mnie, bo przecież wie, że mimo mojemu ogólnie wesołemu charakterowi, to na moim sercu znajdują się jeszcze niezaleczone – albo raczej źle zaleczone – rany, otoczone poszczególnymi imionami bądź historiami. Jednak ja w przeciwieństwie do niego, uwierzyłam mu od razu – wyczytałam z niego szczerość, bijącą i od słów, i od gestów.
Ode mnie zaś biła ufność i nadzieja – nadzieja na lepsze jutro, lepszą przyszłość sfory, lepszą przyszłość moją, jego, naszych pobratymców, Jockera...
Uśmiechnęłam się do niego, starając się tym jednym gestem pokazać mu wszystkie pozytywne emocje goszczące we mnie. Chyba mi się to udało, gdyż kąciki jego ust również wygięły się ku górze.
— Czuję to samo, Meversue — szepnęłam i nadal uśmiechnięta, wyszłam.
Meversue?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz