czwartek, 8 września 2016

Od Jocker'a

Siedzę zamknięty w tej jaskini jakieś cztery miesiące. Żadnych żywych dusz i organizmów dookoła mnie. Żadnego pożywienia, żadnej wody. Normalny pies chyba by już dawno zdechł z głodu, pragnienia i przemęczenia. Czułem w sobie ochronę przeciwko takim zabójstwom. Siedziałem w kącie, sierść miałem nadal najeżoną ze względu też że była cała brudna i sklejona. Oczy nadal wytrzeszczone lecz czerwone od przemęczenia. Ogon podkulony. Myślicie pewnie że nikt się mną nie przejmował. Z początku tak. Przychodzili do mnie, pytając jak mogą mi pomóc. Nie reagowałem wtedy ani słowem. Siedziałem po prostu tak jak siedzę teraz. Później... Nikt nie przychodził. W sforze o mnie zapomnieli. Nie słyszałem swojego imienia. Suzzie nie mogła mnie znieść i przeprowadziła się. Wejście do mojej jaskini zarosło całkowicie pajęczynami i roślinnością. Zrobiło się ciemno. Zupełna pustka. A dlaczego to wszystko?


***miesiąc później***

Czułem że umieram. Nie chciałem. Ale nie mogłem nic zrobić. Łapy już dawno się pode mną zapadły. Śmierć mnie przerażała. Tak bardzo jak chciałem wróci do ojca tak bardzo nie chciałem jednak odchodzić. Wyjąłem spod własnego ciężaru jedną łapę. Poruszałem nią z trudem w każdą stronę ale udało mi się na niej stabilnie stanąć. Zrobiłem to po kolei z każdą aż wstałem. Powolny i zgarbiony podszedłem do wejścia jaskini. Ledwo je znalazłem. Łapą odgarnąłem wszystkie rośliny i pajęczyny. Wyszedłem na zewnątrz. Promienie słońca powodowały że moje oczy dosłownie pękały. Od razu je zamknąłem żeby pare łez mogło je nawilżyć. Ruszyłem w stronę domu Casa. Mam na dzieję że nigdzie nie zwiał. Kiedy przechodziłem, po drodze mijałem psy. Ja jeszcze wszystkich dokładnie pamiętałem. Zato oni? Dało się to wywnioskować po szeptach trwających dookoła mnie:
- Co to za pies?
- Co on tu robi?
Ignorowałem te słowa i wlokłem się dalej do Casa. W jaskini go nie było. Usiadłem w środku i czekałem na niego. Niestety nadal czułem że śmierć łazi gdzieś za mną i szuka okazji do użycia swojej kosy. Sparaliżował mnie strach. Zemdlałem. Nie czułem że to już ten moment ale że nie mam na nic siły. Po chwili się ocknąłem. Cas stał wystraszony ku wejściu do jaskini. Podszedł do mnie i zapytał:
- Przepraszam pana, czy wszystko dobrze?- pomógł mi wstać
- Ty..-ledwo zacząłem.- Ty mnie nie pamiętasz prawda?
Cas otworzył szeroko oczy lecz po chwili je przymrużył. Bałem się że straciłem przyjaciela bo po prostu o mnie zapomniał. Wypadłem z jego ramion. Miałem ochotę gorzko płakać ale wyprzedził moje chęci głos Castiela.
- Jo...Jock...
Podniosłem się z nadzieją patrząc na Casa.
- Jocke..-w tem popatrzył na mnie ze łzami w oczach.- Jocker!!!

Castiel?

Brak komentarzy: