Walka od zawsze; ja kontra życie... Życie poniża, zabija, przykłada nóż
do gardła. Nawet jeśli jest się psem. Szczególnie jeśli jest się psem.
Mama nie żyje. Siostry zapomniały że istnieje. One mają szczęście, a
ja?! Z moich rozmyślań wyrwał mnie miękki jak aksamit miły głos:
- Genny, tu jestem. Mnie masz zawsze wszędzie ze sobą.
Nie chciałam wiedzieć co to za wampir, tylko zanim coś zdążyło mnie
złapać nogi same mnie poniosły. Drżałam na całym ciele. No nie! Wpadłam
do zagłębienia z którego łatwo wyjść jeśli przed wejściem nie stoi Coś.
Jęczałam:
- Zzzosstaww mnniee, czzeggo ttuu chceesz?...
Przerażona byłam i to bardzo. Znikąd ucieczki, znikąd ratunku! Coś
zbliżał się coraz bardziej... Nagle zauważyłam że coś to wilk. Wilk?!
Ładne rzeczy Genny, ładne rzeczy! i co ja teraz z tym zrobię?! Wilk nie
wilk, poczułam przypływ odwagi. Jeśli umrę, nie z poczuciem że byłam
tchórzem. Zastrzygłam bojowo uszami. Na wilku bynajmniej nie zrobiłam
wrażenia. Cicho smyrgnęłam między jego nogami i zaatakowałam:
pociągnęłam go za ogon. Zwiałam bojąc się groźby odwetu a wilk za mną.
Wspięłam się na najlepsze drzewo i zaczekałam na gałęzi. Wilk poszedł po
kilku minutach. Wtem usłyszałam psi głos:
Psie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz