Ze spokojem obserwowałam psa, idącego w moją stronę. On także nie okazywał zdenerwowania. Wręcz przeciwnie - był po prostu wyluzowany. Coś w nim było takiego, że cały mój smutek uleciał, zostawiając miejsce dla zainteresowania. Pies był już metr ode mnie. W pewnym momencie jednym sprężystym krokiem oddzielił przestrzeń dzielącą nas i trącił moją szyję nosem. Pomyślałam, że to pewnie jakiś zboczeniec i odskoczyłam w tył. Pokazałam mu zęby. Chciałam już odejść, ale on zastąpił mi drogę. Znów cofnęłam się w tył. Przestraszyłam się, gdyż on podążył za mną. Zaczęłam warczeć, ale mu to nie przeszkodziło. Już wyciągnął łapę w moją stronę, gdy...
- Mamo! Gdzie jesteś?! - usłyszałam nawoływanie Gracy. Samiec przerażony zaczął uciekać, a ja poszłam do córki.
***
Następnego dnia postanowiłam powiedzieć Indianie o tej dziwnej sytuacji z wczoraj. Niestety rano nie było go w domu, więc poszłam przespacerować się po lesie. Gdy wracałam, usłyszałam cichy chichot. Odwróciłam się, i zastygłam w przerażeniu.
Stałam nos w nos z psem z wczoraj.
Jem? Sorry że krótkie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz