Poprowadziłem wzrokiem nieznajomą, aż zupełnie znikła nam z oczu. Stałem
przez chwilę w zamyśleniu, aż wreszcie westchnąłem sprawiając, że
maleńki obłoczek pary szybko wypłynął mi z pyska. Spojrzałem na Suzzie,
która mimo wszystko starała się zachować powagę. Spuściłem łeb i ogon,
tak, że prawie dotykałem nimi śniegu. Zacząłem rysować po nim różne
wzory, aż wreszcie zwyczajnie wzruszyłem ramionami. Towarzyszka
prychnęła cicho i przewróciła oczami. Nawet jeśli ma tego swojego
Rayan'a, to nie znaczy, że ma duże pojęcie o "miłości". Co z tego, że
zakłada z nim rodzinę? Na samą myśl o tym zacisnąłem mocno kły.
Machnąłem charakterystycznie łbem i odszedłem. Nie było to właściwie
dobre rozwiązanie, bo jasno dałem Su znać o swoich uczuciach.
Tak jak poprzednio, grzebałem łapą w śniegu. Nie było to ciekawe
zajęcie, ale o tej porze nie ma nic do roboty, bo nawet o jedzenie
ciężko, a tym samym nie wybieram się na polowanie. A resztą nawet mi się
nie chce. Przewróciłem się leniwie na grzbiet, a po tym na bok. Przed
moimi oczami pojawiła się postać. Jej biała sierść mieszała się
właściwie ze śniegiem, a w tym wszystkim wyróżniały się tylko szczegóły.
Stała kilka metrów dalej, jednak nie z promiennym i szczerym uśmiechem,
jak kiedyś... Tia, Suzzie matką. Już to sobie wyobrażam, i jeszcze ten
jej cały "Roy".
Podniosłem się z ziemi, zmierzyłem ją ponurym spojrzeniem.
- Hej - rzuciła krotko, beznamiętnie. - Pójdziemy na polowanie?
Skrzywiłem się lekko, ale mimowolnie kiwnąłem łbem. Dlaczego by nie, we dwoje zawsze łatwiej.
Minęło około pól godziny, aż wyczułem jakiś zapach. Krążyliśmy przez
chwilę w kółko, zanim trafiliśmy na właściwą drogę. Nie łatwo było
znaleźć cokolwiek, choć zadowoliliśmy się samym widokiem zająca. Dzięki
idealnej współpracy szybko udało nam się też zagonić zwierzę w pułapkę.
Niewinne stworzenie skuliło się pod konarem wielkiego, powalonego
drzewa, rezygnując już z przeskoczenia go. Suzzie szybko pojawiła się
obok, jednak chyba sobie o czymś przypomniała. Zawahała się. Hah,
pamiętam jeszcze, gdy szukałem z nią czegoś zjadliwego - bo zdecydowała
się nie jeść mięsa. Ale teraz nie ma nic innego. Zacisnęła delikatnie
kły na szyi zwierzęcia. Strużka krwi popłynęła po jego sierści i padła
na śnieg, który całkowicie zmienił swoją barwę. Suczka wyprostowała się i
otarła pyszczek łapą.
Szybko po naszej uczcie zostały tylko kości i parę innych
"niepotrzebnych" rzeczy. Zaniepokoiło mnie bardziej to, że Su nie zjadła
wiele. Jeśli jest w ciąży, chyba powinna jeść więcej... prawda?
Zsunąłem resztki na bok, po czym przewróciłem się na brzuch rozkładając
łapy. Wtedy znów pojawiła się Tamta. Suzzie odkręciła się w przeciwną
stronę, nie chcą nawet widzieć jak na nią patrzę.
- Muszę iść do Rayan'a - burknęła ponuro podnosząc się z ziemi.
Spojrzałem w jej stronę i w porę chwyciłem za łapę. Wyrwała się. Chyba
obydwoje stawaliśmy się o siebie... zazdrośni.
Suzzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz