Wracając z obiadu - którym
był jeleń, a raczej jego truchło - natknąłem się na grupkę psów.
Ominąłem ją szerokim łukiem, dostrzegając z oddali mały obłok szarego
dymu. Nie przejmując się tym zbytnio udałem się w stronę jaskiń, aby
wziąć kwiaty. Nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo skąd naszła mnie taka
myśl. Po paru minutach byłem na miejscu. Jednak kwiaty, które tam były z
niewiadomych przyczyn zniknęły. Spojrzałem z niesmakiem na półkę
wiszącą nad łożem. Leżały tam zioła i stary, zakrwawiony bandaż.
Zgarnąłem łapą opatrunek i ułożyłem na stercie innych rupieci. Poczułem
straszliwy odór spalenizny.
***
Gracy stała za ścianą ognia.
Wygoniła mnie stamtąd ( najwyraźniej chciała się spalić). Odszedłem, nie
chcąc się narzucać. Będąc na progu jaskini usłyszałem przeraźliwy pisk
suki. Zza kamiennej ścianki innej jaskini wyłonił się pies, w typie
owczarka niemieckiego. Zaoferował pomoc. Pobiegliśmy we dwójkę do Grey.
-
Rzuć to wiadro! - krzyknąłem cicho. Ale pies mi wtórował, i to do tego
parę tonów głośniej. Sunia usłyszała polecenie i szybko rzuciła nam
przedmiot. Pognaliśmy do pobliskiego strumyka nabrać wody. Pies nabrał
ją w pysk, ja niosłem wiadro. Po jego minie widziałem, że woda jest
lodowata, jednak nie chciałem sam tego sprawdzić. Nie mieliśmy czasu na
coś takiego. Po paru wędrówkach od strumyka do suki powoli ugasiliśmy
pożar. Całkiem wyczerpani usiedliśmy na głazie, a Grey wysłaliśmy do
Alany.
***
Poszliśmy nad morze, aby zaczerpnąć zdrowego,
jodowanego morskiego powietrza. Musieliśmy się trochę dotlenić.
Spojrzałem mizernie na suczkę. Razem z Devo - bynajmniej tak nam się
przedstawił - przyglądała się niskim przybrzeżnym falom. Wskoczyłem do
morza, co było błędną decyzją. Wyczłapałem z niego również szybko, jak i
wskoczyłem. Woda była lodowata, jak to w zimie. Moi towarzysze,
wpatrzeni w pienisty brzeg zaczęli się śmiać.
Grey? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz