wtorek, 3 listopada 2015

Od Vice CD opowiadania Steve'a

Razem ze Steve'm pływałam w bardzo dobrym humorze. Bawiliśmy w berka, nadawaliśmy dziwne i śmieszne nazwy rybom i wodnym roślinom, a o chlapaniu się wzajemnie nie było co mówić. Zamiast spokojnie wypłynąć na brzeg, okrzyknęłam, że kto ostatni na brzegu ten jest mokrym psem. Przepychanki, łapanie się za ogony i łapy - byleby wyprzedzić przeciwnika.
Oczywiście na brzegu łapę pierwszy postawił Steve.
- Ha! - zaśmiał mi się prosto w twarz, gdy chwilę po nim wyszłam na ląd. - Zadzierać z takim pływakiem?
- Samobójstwo, nie? - dodałam niby z przekąsem, lecz uśmiech na pysku wskazywał na co innego.
- Właśnie! - odparł entuzjastycznie.
Odeszłam dalej, by nie kłaść się na piachu i runęłam jak długa. Byłam zmęczona tak długim pływaniem i zabawami.
Steve jednak nie dawał mi odpocząć. Położył się naprzeciwko mnie, wlepiając wzrok w me oczy. Odważnie odwzajemniałam jego spojrzenie, ale oczy przyzwyczajone do stałego nawilżania - to wszystko przez pływanie! - nieprzyjemnie zapiekły i zaczęłam intensywnie mrugać.
- Daj mi chwilę, tylko wyschnę, potem możemy ruszać. - zapewniłam.
Steve energicznie potrząsnął głową i odwrócił się do góry brzuchem, patrząc gdzieś w niego.
W tamtej chwili ja gapiłam się na niego niczym Egipcjanie w posążek Boga Światła. Karmelowe futro oblegało jego ciało, mokre od wody, przez co jego kości i mięśnie było widać gołym okiem. Moją uwagę przykuła jednak obroża, niezmiennie wisząca na jego szyi.
- Dlaczego ją nosisz? - spytałam po chwili namysłu.

Steve?

Brak komentarzy: