Mever lekko się wzdrygnął,
usłyszawszy wcześniej imię owej suczki. Melisą zwano także dyrektorkę w
domu adopcyjnym; pani generał, dyrygentka hyclów miasteczka Grimsby.
Zacisnął zęby, aby nie przypominać sobie wysokiej, pulchnej kobiety,
która kiedyś go złapała. Ruda suczka nadal na niego patrzyła, czekając,
aż samiec podniesie pysk, aby łaskawie na nią spojrzeć. Ten jednak nie
potrafił obdarować jej jednym, nic nieznaczącym spojrzeniem; uśmiechnął
się tylko, aby nie uznała go za zgorzknialca.
- Jesteś tu długo? - zapytała, siadając.
- Kilka dni.. - przyznał. - Z pewnością krócej od Ciebie.
Mela
już nic nie mówiła. Utkwiła swój wzrok w szczątkach ucha, co niezbyt
odpowiadało Never'owi. Ten jednak znosił dumnie to, że wciąż jest
lustrowany spojrzeniami pełnymi współczucia, żalu, a czasem nawet
obrzydzenia. Nigdy nie sądził, że widok krwi będzie komuś przeszkadzał.
-
To co? - zabrzmiał wreszcie, a na jego pysku zagościł uśmiech. -
Idziemy się przejść? Nie, nie, to medyczka. Sprawdzała te.. rany. -
dodał, kiedy Melisa wskazała Borderkę.
Wtem Sue wstał, próbując przy
tym postawić nadgryzione ucho. Tollerka skinęła łbem, dlatego samiec od
razu ruszył w stronę Zagajnika.
Melisa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz