Spacerując po terenach sfory rozmyślałam o.. wstyd się przyznać, ale
próbowałam zorientować się, czy moje przednie łapy nie są aby krzywe.
Miałam takie dziwnie wrażenie. Naraz moją uwagę przykuła mysz, leniwie
wychodząca ze swojego trawiastego tunelu. Zanurkowałam po nią, po chwili
już przygniatałam ją łapą do ziemi.
Nagle runęłam na ziemię, przygnieciona zaspą kremowej sierści. Szybko
jednak zostałam uwolniona, a futro ułożyło się w kształt psa.
- Przepraszam. - usłyszałam od niego. Szybko mi pomógł, gdy zobaczył, że wstaję.
- Nic się nie stało. - wzruszyłam ramionami i otrząsnęłam się.
- Nie widziałem cię nigdy na terenie sfory... - próbował mnie udobruchać.
- Bo jestem tu nowa. Vice, a ty?
- Steve. - uśmiechnął się szeroko. - Często buszujesz jak dzikus po krzakach?
Zaśmiałam się cicho.
- Czasem tak bywa. - odpowiedziałam.
Przez chwilę nastała niezręczna cisza. Nie chciałam, by tak wyszło, nie chciałam go zrazić. Przyjaciół należy mieć.
Steve jednak nie daje się tak szybko.
- Miałem w planach wybrać się dzisiaj na cypel, może poszłabyś ze mną?
Cypel? Mieliśmy do dyspozycji jakiś cypel?! Zmieszałam się trochę, bo
nie wiedziałam gdzie to jest. Równie dobrze możemy mieć tam rzut
beretem, a równie dobrze trzeba będzie przejść parę mil. Jednak z
drugiej trony nie pod jednym drzewem się spało.
- Ym... Nie znam jeszcze tych terenów, dlatego bardzo chętnie je poznam w
takim towarzystwie. - puściłam mu oczko, po czym dla wyluzowania
atmosfery wymierzyłam mu kuksańca w bok.
Całą drogę przemierzyliśmy rozmawiając. Ani ja, ani on nie popuściliśmy
okazji do wtrącenia czegoś od siebie. Kiedy napotkaliśmy na swojej
drodze wąwóz, przystanęłam na chwilę.
- Coś nie tak? - spytał Steve, podchodząc do mnie. - Czyżbyś się... o nie... cykała?
Próbował mnie podejść.
- A nawet jeśli, to co? - żachnęłam się, wodząc za nim wzrokiem. Zaczął bowiem mnie okrążać.
- A, to w takim wypadku cię poprowadzę. - posłał mi szelmowski uśmiech, po czym popchnął mnie i poszedł przodem.
Nie odwrócił się potem ani razu, by zobaczyć czy za nim idę. Bojąc się,
że mnie zostawi nie odstępowałam go na krok i niemal deptałam mu po
piętach.
Gdy z niego wyszliśmy i przed nami rozciągnęły się stepy, puściłam się
biegiem. Uwielbiałam takie tereny. Owszem, las był jak mój dom, jednak
otwarta przestrzeń, ciepłe promienie słońca i miękkie kępy trawy pod
łapami... To jest to. Od razu poprawił mi się nastrój.
Biegałam jak szczeniak, a Steve się temu przyglądał. Myślałam, że jest
bardziej wyluzowany. Jednak jego niechęć starałam się ignorować. Szło mi
to jakoś do czasu, aż nie przygwoździł mojego ogona do ziemi.
Natychmiast wyhamowałam, a pies przeleciał przez mnie i wylądował obok.
Uciekłam mu w podskokach, niczym owieczka przed wilkiem. Szybko
wywiązała się z tego zabawa w berka, która trwała by o wiele dłużej,
gdyby nie...
- Vice! - krzyknął. Odwróciłam się do niego, nadal biegnąc. Gdy nie wyczułam gruntu przed łapami, było już za późno.
Steve?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę nie pisać w komentarzach przekleństw lub rzeczy niezwiązanych z sforą.
Podpisywać się proszę imieniem psa/suczki, np. ~~Jasmine. Jeżeli ktoś nie należy do watahy pisze ~~Przechodzień lub po prostu ~~Nie ze sfory.
Dziękuje c: