czwartek, 7 maja 2015

Od Lokiego- Konkurs- ,,Tajemnicze drzwi''

Ten poranek niczym nie różnił się od pozostałych. Zresztą wszystkie poranki są takie same, bez względu na to, co w nich robimy. Ja nie oceniam "dnia", bo dzień to zwykły wyraz, nieożywione pojęcie, które znaczy tyle co nic. Niektórzy twierdzą, że można je podzielić na te dobre i złe. Osobiście nie znam żadnego, więc nie będę stosował tego podziału. Gdybym jednak próbował wyróżnić ten poranek od innych, nazwałbym go... "nudny". Czyli jak całe moje życie, w które ciągle ktoś się wtrąca. Ile bym dał, za to, żeby zostawić wszystkie istoty za sobą i rozpocząć nowe życie z daleka od terenów zamieszkałych...To właśnie w tym niepozornym dniu rozpoczętym "nudnym" porankiem doświadczyłem czegoś nowego. Można powiedzieć, że w jakimś stopniu mnie zmienił. Mnie i moje podejście do świata.
Zaczęło się od porannego spaceru; niby dla zdrowia, niby po to, by nie zapomnieć jak ta nasza sfora wygląda. Siedząc w przysłowiowych "czterech ścianach" można naprawdę stracić rachubę czasu, a mózg sam zaczyna kasować z pamięci obrazy, które uzna za niepotrzebne. Z pewnością należą do nich zarówno tereny sfory, jak i przypadkowi przechodnie. Mowa tu o społeczności, w której zmuszony jestem przebywać. Każdy spotkany przeze mnie pies jest tym przypadkowym przechodniem. Ciągle idzie, by ostatecznie spocząć kilka metrów pod ziemią. Po co ich zatem zatrzymywać? Po co zwracać na nich uwagę, skoro można w ten sposób zakłócić cały ekosystem? Te pytania zadam Masziemu, jeśli jeszcze raz przyczepi się do mojego stylu życia.
Doszedłem do rozwidlenia. Przyjrzałem się dokładnie drogom, próbując odnaleźć w pamięci miejsca, do których prowadzą. Nic, na daremno stałem prawie dwie minuty przenosząc wzrok z jednej ścieżki na drugą. Nie przypomnę sobie. Spojrzałem w bok. W oddali mignęło coś brązowego. Zmrużyłem oczy. Może to będzie jakaś odmiana? Powoli ruszyłem w tamtą stronę, aby oblukać niecodzienne zjawisko. Owym zjawiskiem była zbita z desek ściana z wyraźnie zarysowanym konturem drzwi. "Świat jest dziwny", to wiadomo nie od dziś, ale żeby aż tak? Gdzie reszta ścian? Obszedłem ją dookoła, szczególną uwagę zwracając na drzwi. Po co niby je zamontowano, skoro równie dobrze można wyminąć tą stertę zbitych desek? W tym widoku było coś, co mnie fascynowało; jakaś tajemnica, która tylko czekała na odkrycie. Szybko stanąłem na dwóch łapach i nacisnąłem na klamkę. Drzwi skrzypnęły. Spojrzałem w niebo, próbując odnaleźć towarzysza, który na szczęście, cały czas był przy mnie. Wróciłem wzrokiem do drzwi. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko przejść przez nie jednym, szybkim ruchem. Poczułem mocny ucisk w klatce piersiowej. Zakręciło mi się w głowie.
-Ja...Jarvis! - krzyknąłem.
Cisza.
-JARVIS! - powtórzyłem nieco głośniej. - To nie pora na wygłupy!
Mojemu towarzyszowi zdarzały się różne wybryki, ale zawsze się mnie słuchał. To niemożliwe, że zostawił mnie ot tak, coś musiało się stać. Może wampiry znowu zaatakowały? Zapomniałem o dolegliwościach i puściłem się pędem w stronę jaskini alf. Bez pukania wpadłem do środka. Nic. Ani jednej żywej duszy. Opuszczona, sprawiała wrażenie nigdy nie zamieszkałej. Pobiegłem dalej, do centrum sfory. Tam zawsze ktoś jest, ktoś musi wyjaśnić mi co tu się do jasnej cholery dzieje! To co zobaczyłem na miejscu wprawiło mnie w niemałe przerażenie. Cała polana była zarośnięta, zupełnie jak wtedy, gdy pierwszy raz spacerowałem po niej z Maszim. Zacząłem węszyć. Niestety brak jakichkolwiek zapachów doprowadził mnie do wniosku, że albo moje marzenie się spełniło, albo straciłem węch. Wolałem trzymać się pierwszej wersji i to ją uznałem za słuszną. Nareszcie! Koniec z tymi kundlami! Mogę żyć jak chcę i nikt nie będzie się wtrącać! Szedłem dumny po opustoszałych terenach sfory z triumfalnym uśmiechem. Cały dzień zwiedzałem miejsca, które wcześniej wydawały mi się obce. Jako, że nic nie zagrażało mojej reputacji, pozwoliłem sobie na kilka slalomów między drzewami i niezbyt przyzwoitych skoków do wody... Nie, to jednak nie dla mnie. Do jaskini wróciłem dość wcześnie, słońce nawet nie zaszło; ale byłem tak wykończony tym dniem, że postanowiłem iść spać szybciej niż zwykle. Wsłuchałem się w ciszę. To coś wspaniałego! Nikogo nie ma! Nikogo! Westchnąłem. Przez kilka kolejnych minut bezskutecznie próbowałem zasnąć. Wsłuchałem się w ciszę jeszcze raz mając nadzieję, że pomoże mi odpłynąć. Bezskutecznie. Jej dźwięk coraz głośniej brzmiał w mojej głowie. Żaden podmuch wiatru, żaden szum liści, na próżno oczekiwałem jakiegokolwiek odgłosu. Jedna wielka pustka. A cisza nie miała litości. Coraz głośniej i głośniej piszczała mi w głowie. Stało się to nie do zniesienia.
-Halo?! - wybiegłem z jaskini, próbując ją zagłuszyć. - Czy ktoś tu jest?!
Sam dobrze znałem odpowiedź na to pytanie, ale co innego mógłbym krzyknąć?!
-Ja zaraz zwariuję - powiedziałem sam do siebie. - Są psy - niedobrze, nie ma ich - jeszcze gorzej. Co jest ze mną kuźwa nie tak?! Pieprzone drzwi...
Nie miałem wątpliwości, że to wszystko przez nie. Na pewno mają jakąś magiczną moc... Co mam teraz zrobić? Miałem dwie opcje, ale po dłuższym namyśle wybrałem tę słuszną. Muszę wszystko odkręcić, póki czas.
Oczywiście skierowałem się w stronę drzwi, bo gdzieżby indziej. Nadal były otwarte. Tym razem postanowiłem przejść przez nie z drugiej strony, zupełnie tak, jakbym się cofał. Stanąłem na progu i wziąłem głęboki wdech. Nie ma co zwlekać. Lepiej jest, żeby ktoś oprócz mnie był na tym świecie. Śmiałym krokiem zostawiłem drewnianą ścianę za sobą. Znów coś mnie zakuło. Z trudem podniosłem się z ziemi. W oddali zobaczyłem jakiegoś psa. Wyglądało na to, że wróciłem. Zamknąłem drzwi. Może lepiej, żeby żaden kundel nie dowiedział się o tym co mnie spotkało. Potruchtałem dalej dróżką, przyglądając się wszystkim sforzanom, których mijałem. "Cześć Indiana", "Witaj Avalon ", "Miłego dnia, Bligrht " - krzyczałem po kolei. Niektóre psy mi odpowiadały, inne ze zdziwienia nie mogły wydobyć z siebie dźwięku. Być może byłem zbyt miły. Tak, czy owak przez kilka kolejnych dni panowało przekonanie, że jestem chory. Nie zaprzeczałem. Wolałem, żeby nikt o nic nie pytał i nikt nic nie wiedział o tym co przeżyłem nie tak dawno temu...

Brak komentarzy: